Ten moment musiał kiedyś nadejść. W ostatnią sobotę pojechaliśmy do stadniny, aby pożegnać się z naszymi instruktorami i… rumakami przed zbliżającą się przerwą wakacyjną. Łza kręci się w oku na wspomnienie tych wszystkich szarug jesiennych i siarczystych mrozów, kiedy rozpoczynaliśmy naukę jeździeckiego rzemiosła. Sporo nauczyliśmy się przez ten czas przechodząc od statecznych, wielbłądzich stępów, poprzez kłus aż do … galopów. Tak tak kilku z nas zaznało już tej adrenalinki. Ostatnio zaczęliśmy nawet czynić przymiarki do skoków przez przeszkody. Praca w stajni stała się rzeczą normalną i nie ma przed nami zbyt wielu tajemnic. Budowaliśmy ogrodzenia, naprawialiśmy przeszkody na padokach, karmiliśmy i poiliśmy konie, naprawialiśmy boksy, czyściliśmy końskie grzbiety i kopyta. Nasi instruktorzy, którzy nieraz podśmiewali się pod nosem, dziś mają dla nas i naszych wysiłków dużo więcej szacunku. Wakacje za pasem, a my już zaczynamy tęsknić. Poniżej krótka relacja z naszych ostatnich pobrykiwań, tym razem nie na rumakach.