Jeździmy coraz szybciej, instruktorzy wymagają więcej. Nawet nowicjusze, którzy w ostatnią sobotę pojechali do stadniny, kłusowali prawie z marszu. A szkoli nas nie byle kto, bo “ułani” z Bitwy o Olszynkę Grochowską. Dużo pracy, pierwsze “przeszkody” hippiczne, a na deser… ognisko w stadninie. Mimo zmęczenia wróciliśmy do domu piechotą. Po drodze spoczęliśmy na chwilę na naszych gliniankach zielonkowskich. Nikt nie narzekał, maszerując na utęsknioną obiadokolację. To był wspaniały dzień…